Lekcja matematyki
ciągnęła się niemiłosiernie. A raczej ciągnęłaby się, gdyby nie chłopak obok
niej. Właśnie „poprawiał” jej kolejny rysunek. Patrzyła z uśmiechem, jak
kreskówkowy kot jej autorstwa przeradza się w zielonego zombie. Każdą kolejną
zmianę okraszał komentarzami, od których z trudem powstrzymywała śmiech.
-No! Proszę, jaki
przystojniak! – stwierdził Steve wymachując kartką wyrwaną z zeszytu.
-Fakt,- Louise
przytaknęła- żadna kocica mu się nie oprze.
-Panie Connel, pan wyrwał chłopakowi kartkę. – Mniemam, że skoro
pan rysuje…
Przerwał mu dźwięk
dzwonka. Na ten sygnał wszyscy jak jeden mąż rzucili się do drzwi. Wychodząc,
dziewczyna zauważyła jak chłopak mijając nauczyciela, zabiera ich rysunek.
-Musiałeś, prawda?-
wskazała na papier.
-A co? – wyszczerzył
się – Nie chcesz go zachować?
Zaśmiała się. Czasem
był taki dziecinny. Ale i tak go lubiła. Co z tego, że była bogata i wszyscy
chcieli się z nią przyjaźnić. On był jej przyjacielem jeszcze zanim wszyscy się
o tym dowiedzieli. Tak jak Annie, która niestety przeprowadziła się z rodzicami
do San Francisco.
.
. .
Kiedy wyszła ze szkoły, jej transportu nie było.
Zmarszczyła brwi. No nie mówcie, że jej siostra Claire znowu przekonała
Antonia, że Louise zostaje po lekcjach? Nie… przecież umówili się, że jeśli
będzie taka sytuacja, dziewczyna wyśle mu wiadomość. Dziewczyna odgarnęła z oka
jasnobrązową grzywkę i wyciągnęła z torby telefon. Szlag, nie ma zasięgu.
Trudno. Przejdzie się chwilę w stronę domu, zanim dodzwoni się do lokaja.
Idąc, niemal cały czas
w ekran komórki. Dziwne… Na wyświetlaczu ani razu nie pokazała się więcej niż
jedna kreska. Skręciła w jakąś mniej uczęszczaną uliczkę. Z tego co wiedziała,
tędy można było szybciej dostać się na ulicę, na której mieszkała. Poprawiała
falbany żółtej sukienki, kiedy poczuła ukłucie na karku. Uniosła dłoń do szyi,
ale wzrok jej się rozmazał. Upadła i straciła przytomność.
. . .
Obudziła się ,czując
potworny ból głowy i suchość w ustach. Zamrugała kilka razy, by przywrócić
ostrość wzroku i ostrożnie uniosła się do siadu. Niemal natychmiast zauważyła
młodą, elegancko ubraną kobietę, wyciągającą w jej stronę dłoń trzymającą
szklankę z mętną cieczą.
-Wypij-miała przyjemny
głos.- Pomoże ci na ból głowy.
Louise przez chwilę się
wachała, ale zaschnięte gardło i pulsowanie w czaszce szybko skłoniły ją do
podjęcia decyzji. Porwała naczynie i przystawiwszy je do ust, wypiła napój
czterema sporymi haustami.
-Kim pani jest?-
spytała, zwracając szklankę. Kobieta o ciemnobrązowych włosach zaśmiała się pod
nosem.
-Nie powinnaś mnie o to
spytać zanim się poczęstowałaś?- postukała czerwonym paznokciem w szkło.
Nastolatka wzruszyła ramionami. Mimo strachu postanowiła grać tak obojętną na
sytuację, jak tylko się dało.
-Nie mam zbyt wiele do
stracenia. Poza tym,- zerknęła w stronę brunetki.- nie sądzę, że FBI, CIA czy
gdziekolwiek pani pracuje, chciało się mnie pozbyć.
Kobieta dopiero po
chwili ukryła zaskoczony wyraz twarzy. Zaraz jednak roześmiała się na głos.
-Miałam
cholerną rację, wybierając ciebie! - oznajmiła, kiedy uspokoiła na tyle, by coś
powiedzieć.
Teraz Louise już nic
nie rozumiała.
-Wybrała pani?-
wykrztusiła.
-Powiedz, jak się
domyśliłaś?- brunetka wpatrywała się w nią z ciekawością.
-Cóż… Kiedy mnie
porwano, porywacz był ubrany znacznie mniej elegancko niż pani- spojrzała na beżowy
kostium i ciasny kok kobiety.- Chyba, że jest pani pedantką-dodała, zanim
zdążyła się powstrzymać. Tamta znowu się zaśmiała.
-Lubię
porządek, ale do pedantki mi brakuje- stwierdziła i nagle spoważniała.- a teraz
do rzeczy. Jestem agentką Brianna Temple. Potrzebujemy twojej pomocy.
Tam tata taaaam! Oto
kolejne kilku częściowe opowiadanie, które wam wyśniłam. Kij, że wydarzenia są
równie prawdopodobne jak to, że kiedykolwiek będę miała chłopaka, ale co tam!
Ps. Dziękuję Nutello
Maniaczce za nominację. Pracuje nad nią od dłuższego czasu, ale wciąż nie mogę
znaleźć 3 blogów do nominowania.